Kochani,
obiecałam Wam wczoraj Turbacz, więc już pokazuję :)
A muszę się spieszyć, bo nam chyba przepaliło kable i nie mamy prądu w mieszkaniu - tyle ile wytrzymają baterie, tyle będzie kontaktu z resztą świata ;P
Całkiem obszerna fotorelacja nam się szykuje :)
Zdjęcie wykonane prawie w połowie drogi. Polana bez cienia. Ale za to z jagodami:
obiecałam Wam wczoraj Turbacz, więc już pokazuję :)
A muszę się spieszyć, bo nam chyba przepaliło kable i nie mamy prądu w mieszkaniu - tyle ile wytrzymają baterie, tyle będzie kontaktu z resztą świata ;P
Całkiem obszerna fotorelacja nam się szykuje :)
Zdjęcie wykonane prawie w połowie drogi. Polana bez cienia. Ale za to z jagodami:
Jeszcze wyżej (to nie jest ta sama choinka ;):
Wchodziliśmy niecałe 3 godziny robiąc przerwy na zdjęcia, więc została nam tu prawie 1/3 trasy:
Napis na kładce: "Lepiej wracajcie, nas porwało UFO!"
Za mną po lewej widać już schronisko (jakieś 6 min drogi pod szczytem). Z miejsca, w którym stoję wydawało się, że to już na wyciągnięcie ręki. Ale na szczycie, przy 37 stopniach, droga pod górę zajęła nam chyba pół godziny. Radość na twarzy przedwczesna ;)
Szczyt. Padam.
Schronisko na Turbaczu. Drogo tam, uprzedzam ;)
Wydawało nam się, że to już koniec przygód. Kolano rozorałam i stłukłam po 20 minutach od wejścia na szlak. Dwa poprzednie dni chodzenia po górach skończyły się na jednej sprzeczce i ataku arachnofobii. Niestety, nagle przy schronisku zerwał się silny wiatr. Nawet nie zauważyliśmy jak pod nami, nad wioską zaczynają się zbierać ciemne chmury. Zaczęliśmy wracać, prawie biegiem, żeby nie utknąć na szczycie i nie paść ofiarą burzy na środku trasy. Grzmiało. Wiał silny wiatr, wyjąc między drzewami i szarpiąc na polanach. Las wyglądał tak:
Byłam przerażona. Moja druga połówka nieco mniej, skoro myślał o robieniu zdjęć... :> Korzystając z okazji poprosiłam go o zrobienie zdjęcia tej tablicy:
Przez resztę drogi powtarzałam w pamięci numery i czułam się dzięki temu odrobinę spokojniej.
Nie robiliśmy ani jednego postoju. Zeszliśmy w niecałe 1,5h.
Dopiero, gdy przeszliśmy przez próg domu, zaczęło lać.
Kochani, tak głośnych grzmotów nigdy wcześniej nie słyszałam. Most w Krapkowicach w 1997r. ciszej łamał się w pół. Pocieszałam się tylko, że to sierpień, a nie wrzesień. Wtedy już mogłaby nas złapać śnieżyca. A tak mieliśmy tylko grad :D
Uciekam, bo zaraz ma przyjść elektryk ;)
Buziaki,
Schen
Masz jakieś pytania? :) Napisz tu:
e-mail: schen00@poczta.fm
Facebook: https://www.facebook.com/SchenRekodzielo
Od "lajkowania" głowa nie boli... ;)
napis mega ;D na UFO zawsze trzeba uważać :) ajj świetna wyprawa, zazdroszczęęęę ;))
OdpowiedzUsuńzaraz przyjdzie elektryk i Katarzyna ;D